Dziś miałam pokazówę azjatyckiego mindsetu. Chciałam gdzieś jechać.
Niedaleko. Do miasteczka obok. Raptem 5 km, autobusem może z 10 minut. I
zaczęło się. Mój przełożony, Mr Guffy (tak naprawdę Mr Gufron, ale Guffy do
niego całkiem pasuje) zaświecił oczami, pokręcił głową, i zaczął od tego, że
przecież nie znam języka.
Ee tam, nie takie rzeczy się robiło, nie w takich krajach się jeździło...
No, ale... (sugerując, że to może być niebezpieczne) ostatni autobus z Cilincing (czyt.”Czilinczin”, prawie jak Szynszylin) jest o osiemnastej...
Ee tam, nie takie rzeczy się robiło, nie w takich krajach się jeździło...
No, ale... (sugerując, że to może być niebezpieczne) ostatni autobus z Cilincing (czyt.”Czilinczin”, prawie jak Szynszylin) jest o osiemnastej...
To nic, odparłam,
wezmę taksówkę lub wrócę na pieszo
(i to był ten moment, w którym pociągnęłam za spust)
No tak, ale
wiesz, jesteś pod moją opieką i mamy na uwadze przede wszystkim Twoje
bezpieczeństwo...
Cóż,
jak Jim (wolontariusz z Australii) wybywa z kampusu, jakoś nikt nie
kwestionuje jego bezpieczeństwa
(oczekując aluzji do mojej płci)
(oczekując aluzji do mojej płci)
(ciesząc
się: Nie ma co, dolałam oliwy do ognia!)
Mniej więcej po minucie ciszy w
końcu wydusił to z siebie: Wiesz co, porozmawiam z żoną i co ty na to, jakbyśmy
Cię tam zabrali?
Trafiłam w sedno. Kurwa.
Ależ Panie Gufron, no naprawdę nie trzeba, pewnie ma Pan swoje plany na
wieczór...
It would be a pleasure for us to take
you there (Myśląc: kurwa, a miałem oglądać mecz...)
Do ostatniej chwili czekałam, że się wycofa z niewygodnej sytuacji, ale o
dziwo pojechaliśmy do Szynszyla Inn, dokładnie do domu handlowego Lestari. Tak,
domu handlowego, a nie żadnej tam galerii handlowej. Lestari zatrzymał się w czasie, wyglądem przypominają jak Społem
sprzed co najmniej 20 lat wstecz (szaro, buro i towaru mało), pachniał szafą starej
babuliny, tzn. całe dwa piętra były wypełnione zapachem środka na mole. Płaci
się na górze, bierze rachunek, schodzi na dół, tam podaje rachunek
sprzedawczyni, ta skrupulatni sprawdza czy wszystko się zgadza i wtedy wydaje
towar. Nie wspominając o tym, że torbę zostawia się w szatni, dostaje numerek i
odbiera po zakupach. Powiało dość mocno 90’s i klimatem polskich domów
handlowych z tego okresu. Kto by pomyślał, że tu, w Indonezji, odbędę taką
podróż w przeszłość.
Azjatycki mental podejrzewam jeszcze nie raz będę oglądać przez lupę jak lancetnika
w formalinie w muzeum przyrodniczym we Wro.